30.12.13

Pani Malik



                             Pani Malik.

Dziś znów przyjeżdżał mój brat. Jestem szczęśliwa i…Tego nie da się opisać. Kocham mojego brata, ale on ciągle wyjeżdża. Wiecznie nie ma go w domu…,ale cóż …Taką ma prace.
Będę czekała nawet do nocy jeśli będzie trzeba. Zayn mówił (tak ten Zayn Malik, ja też czasami nie mogę w to uwierzyć!) ,że mogą wrócić trochę później, ponieważ mają jakieś problemy i koncert będzie później aż o dwie godziny, więc będą około północy.
Zawsze kiedy przyjeżdżają płaczę ze szczęścia, a kiedy odjeżdżają płaczę ze smutku.
Czasami jest tak, że pomieszkują u nas w piątkę , a czasem tylko Zayn.
Jest już 11:24. Dostałam SMS’a od Lou ,że mojemu bratu rozładował się telefon, ale za 20 min będą już pod drzwiami.
Te dwadzieścia minut było jak wieki. Dłużyło się i dłużyło…Aż w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach jak szalona. Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi.
Moim oczom ukazała się piątka chłopaków, a na ich czele mój braciszek . Wskoczyłam na niego , przyczepiając się jak miś koala do drzewa . Mocno go przytuliłam i pocałowałam w policzek.
-Nareszcie wrócił…liście-reszta zespołu uśmiechnęła się.
-Mała, może ze mnie zejdziesz, co ?-zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
Lou strącił drewnianą figurkę. Narobiła hałasu.
-Masz szczęście ,że nic jej się nie stało. I zachowuj się ciszej, bo nasi rodzice i siostry śpią-skarciłam go.
-Będę grzeczny, słowo skauta-próbował zaczarować mnie, swoim urokiem osobistym.
-Na mnie to nie działa, młotku.
-Ej…
-Też cię lubię –zeszłam z Zayna i przytuliłam wszystkich, zaczynając od Lou.
-Pokoje macie tam gdzie zawsze. Chyba ,że chcecie gdzie indziej. Są cztery pomieszczenia do waszej dyspozycji-wytłumaczyłam.
-Jak cztery?- zdziwił się Zayn.
-Mama, tata i dziewczyny śpią w największym pokoju, po salonie, czyli w sypialni rodziców. Ty i ja u ciebie. A reszta śpi pokoju gościnnym i moim i moich sióstr –wytłumaczyłam.
-Mhm…Kto pierwszy w łazience ten nie robi jutro śniadania- Zayn śmigną przez schody. Wygrał.
-Stary, to nie fair- poskarzył się Niall.
-Wygrałem sprawiedliwie. Prawda , siostrzyczko?- spojrzał na mnie swoimi rybimi oczkami.
-Prawda…Ale Ty ścielisz łóżka…-uśmiechnęłam się szyderczo.
-To jest dopiero nie fair. ..Żyję z diabłem wcielonym…
                                   
                                               *                        *                   *
-Proszę, księżniczko. Możesz iść spać.
-Nie chcę-położyłam się .Przykrył mnie kołdrą.
-Ale jest późno. A jutro musimy wcześniej wstać. Dam ci zaległy prezent urodzinowy i musimy gdzieś razem iść, bo dawno się nie widzieliśmy.
-Tylko my?- zapytałam z nadzieją.
-Myślę, że tak . Wesołe Miasteczko odpowiada?- uśmiechną się i usiadł w nogach łóżka.
-Tak !
-A co z rodzicami? I dziewczynami?
-Ich zabiorę na kolację wieczorem. Jak będziesz chciała to zostaniesz w domu z chłopakami, albo gdzieś ich wyciągniesz…
-Rozumiem. My idziemy sami, więc ja wieczorem nie pójdę ..Ale cały dzień. Od pierwszej do szóstej.
-Umowa stoi.
-Kiedy wyjeżdżacie?
-Jutro w nocy .
-Czemu?
-Koncerty, skarbie.
-Ale to nie fair. Te świrnięte fanki zabierają mi brata…
-To moja praca.
-No dobrze, więc praca, która zabiera mi brata na całe miesiące.
-Ja…Nie wiem co ci powiedzieć…
-Więc nic nie mów. Do jutra-zgasiłam lampkę przy łóżku.
-Dobranoc-położył się obok mnie i po dziesięciu minutach już chrapał.
Ja nie mogłam zasnąć. Zayn dostał SMS’a. Wzięłam go aby napisać, że Zayn śpi. Był to SMS od Perrie –jego dziewczyny.
„Dotarliście do domu? Wszystko w porządku? Siostra zadowolona?
Nie mogę się doczekać, naszego spotkania…Weź z sobą siostrę. Na pewno będzie jej miło. Przez większość trasy nasze zespoły jadą razem, więc jeśli coś to ja się nią zajmę, a poza tym jest duża. Damy sobie radę J Przemyśli to J Pamiętaj, kocham Cię :*.”
Odłożyłam telefon. Pomyślałam, że nie powinnam. Dotarło do mnie, że nie tylko ja tęsknię za Zaynem. Są parą, więc to oczywiste. Jestem głupia. Nagle opadłam w objęcia Morfeusza…
 -Hej, mała, wstawaj. Już dwunasta..- potrząsał mną delikatnie.
-Jeszcze chwilkę..
-Ale już dwunasta..
-Kurde!-  zerwałam się z łóżka i podbiegłam do szafy. Zorientowałam się ,że to pokój Zayna.
-Tam leży-wskazał na krzesło.
-Ale co?
-Twoje urania . W łazience mama przygotowała ci resztę potrzebnych rzeczy. Powiedziała, że to rzeczy do, których ja nie powinienem się dotykać. Odpuściłem.
-Ma rację. Dziękuję za sukienkę . Jest śliczna-zaśmiałam się.
-I trampki-przypomniał.
-O mój Boże-otworzyłam pudełko.-Są śliczne. Skąd wiedziałeś ,że kocham Conversy ?
-Widzisz…Jestem czarnoksiężnikiem…
-Wiem, glonomóżdżku.
-Glonomóżdżku ?
-Oh…Czytałam taką książkę. Nie ważne. Zajmuję łazienkę. Za 15 min na dole , na śniadaniu.
-Ok., poczekamy.
-Chłopcy zrobili?
-Taa..
-Nie zatruję się ?- udałam wystraszoną.
-Nie, szatanie. Nie zatrujesz się-uśmiechnęliśmy się i wyszłam.
Rzeczywiście, po około 15 min zeszłam na śniadanie. Wszyscy już tam byli.
-Witaj, księżniczko-przywitał mnie tata i pocałował w czoło. Przytuliłam mamę.
-Cześć, chłopcy.
-Hej-powiedzieli chórem.

-Idziemy?- zapytał Zayn po skończonym posiłku.
-Jasne. Nie pomożemy sprzątać ?
-Nie. Mamo , tato, reszta, wychodzimy.
-Nazywasz mnie resztą ?-zapytała najstarsza siostra.
-Tak.Właśnie tak-popchną mnie w stronę drzwi i wyszliśmy.
Wsiedliśmy w jego czarne BMW. Pojechaliśmy do Wesołego Miasteczka, do którego chodziliśmy jak byliśmy mali.
Bawiliśmy się tam około trzech godzin. On za wszystko płacił. Mi nie pozwolił wydać ani funta. Na sam koniec pojechaliśmy do restauracji…Hmmm..Do „Nandos” –ulubionego fastfood’u Nialla.
Było smaczne; Po skończonym posiłku dał mi pudełeczko.
-Dziękuję…
-Najpierw zobacz, potem podziękujesz-uśmiechną się.
Otworzyłam prezent. Było tam trzysta funtów zwinięte w rulonik i obwiązane czerwoną wstążeczką.
-Dziękuję, ale ja nie mogę..
-Możesz. Odciążysz trochę rodziców…Oni nie pozwalają mi nawet zapłacić rachunków..
-Tacy już jesteśmy..
-Tylko nie mów, że mi to oddasz…
-Nie oddam . Dzięki temu, nie będę musiała brać od rodziców na wypady na miasto z koleżankami i w ogóle..- przytuliłam go.-Ale dość już o mnie. Co u ciebie i Perrie?
-Nie interere, bo kici kici.
-Ej…
-Jest nam razem dobrze, oświadczyłem się jej i zamierzamy się pobrać.
-Jeśli jesteś szczęśliwy, to ja też.

                                   
                                KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Story of my life...


Kolejne...Opowiadanie nieco inne niż reszta..

Dzień jak co dzień . Wysiadłam z zatłoczonego autobusu i ruszyłam w stronę szkoły. Nikt  nie zwraca na mnie nigdy uwagi, ponieważ jestem przeciętną dziewczyną-jasna cera, czerwone usta , ciemne , długie włosy i lekki makijaż;Kiedy stałam na przejściu, obok ogromnego kontenera na śmieci zauważyłam grupkę znajomych. Moją uwagę przykuł chłopak. Zapewne był nowy. Postanowiłam podejść.
-Hej-przywitałam się ze wszystkimi-palili papierosy , ale znamy się już dwa lata i wiedzą ,że nie palię.
-Chcesz ?-zapytał nowy, wyciągając w moim kierunku paczkę papierosów. Dwie dziewczyny zachichotały.
-Nie palę- spojrzałam na niego spod grzywki.
-Zanotuję –uśmiechną się.
-Uuuu. Ktoś próbuje flirtować z Martwą Damą. Nieźle chłopaczku . Jeszcze nikt nie próbował. Znaczy był taki jeden , ale zaraz po tym incydencie przeniósł się do innej szkoły- ostrzegła go Victoria-moja najlepsza przyjaciółka.
-Lepiej uważaj, Christianie-dodała Mag.Tak naprawdę miała na imię Margareth , ale ..Cała nasza siódemka zna się od pierwszej klasy podstawówki , a teraz jesteśmy w trzeciej gimnazjum ….A siódemka , ponieważ jest jeszcze Jack. Tak naprawdę Jacob-chłopak Mag. Już w czwartej klasie byli parą, później zerwali ,a ja i Vic ciągle mówiłyśmy ,że jeszcze do siebie wrócą –miałyśmy rację. Jest jeszcze Daniel. Jako ,że on i  Jack są przyjaciółmi wołał na niego Dan , więc tak się przyjęło. Ma on też dziewczynę- Claudię. Wredną blondynkę . Kiedyś ona i Mag były najlepszymi przyjaciółkami .Potem ja , ona , Mag i Vic, ale pewnego dnia strasznie się pokłóciłyśmy ,a Clow była ’forever alone’.A na koniec…Dorothy- nasze kochane dziecko klasowe od…Zawsze..Tak to chyba dobre określenie czasowe….Wracając. Dothy nie ma chłopaka i tak jak ja i Vic –w najbliższej przyszłości nie zamierza mieć.
Wszyscy rzucili papierosy i przydeptali ciężkimi butami. Wszyscy ubieraliśmy się podobnie:
Martensy, ciemne koszulki, spodnie. Tylko Dothy ubiera się na kolorowo, ale zdążyliśmy się do  tego przyzwyczaić. Od trzech lat kocha kucyki Pony, dlatego ja czasami mówię na nią Poniacz…A no i zapomniałam o tym Diable. Clow ubiera się…Na różowo, a Dan’owi niestety to się podoba: sztuczne paznokcie, rzęsy, tona makijażu, puszki, kłębuszki, falbanki, szpilki , a to wszystko RÓŻOWE ! A i  zapomniałam o tym ,że ciągle żuje gumę…różową .
-Chodźcie do szkoły. Nie chcę się spóźnić.
Dziś miałam siedem lekcji, a na koniec dnia w ‘więzieniu dla nieletnich’ zajęcia artystyczne. Lubiłam je, ponieważ rysowanie oraz wcielanie się w jakieś role sprawia mi przyjemność.
W pracowni usiadłam tam gdzie zawsze-w ostatniej ławce w rzędzie pod oknem; Każdy miał jakiegoś ‘sąsiada z ławki’ , ponieważ wszystkie miejsca przeważnie są zajęte-nie licząc tego obok mnie; Nagle do klasy wparował chłopak. Nowy chłopak. Rozejrzał się po klasie szukając wolnego miejsca. Jego wzrok padł na krzesło obok mnie. Podszedł.
-Mogę ?- zapytał nieśmiało.
-Jasne . Przecież nie będziesz siedział na ziemi , a miejsca obok Wiedźmy też nie polecam, a ja nie gryzę . Chyba ,że oglądałeś Zmierzch. Stop. Zły przykład. W takim wypadku to  ja powinnam się bać ,że ty mnie ugryziesz- uśmiechnęłam się . Odwzajemnił ten gest.-Siadaj-Położył czarny plecak na ziemę, usiadł na krześle , po czym wyciągną piórnik i blok rysunkowy.
Postanowiłam zrobić to samo. Po przeszukaniu torby nic nie znalazłam . Bynajmniej nic co przydałoby mi się teraz. Przeklęłam pod nosem. Już miałam wstać i udać się do wyjścia, gdy usłyszałam głos.
-Spokojnie. Możesz używać moich ołówków, a jeśli chodzi o kartki to starczy dla nas obojga .
-Dziękuję – uniosłam jeden kącik ust .

Dziś mieliśmy narysować …w sumie to nie mieliśmy konkretnego tematu. Nauczycielka powiedziała ,że mamy być kreatywni i sami wymyślić temat naszej pracy.
-Możecie dobrać się w pary jeśli będzie wam łatwiej , aby nie robić zamieszania , pary niech będą takie jak siedzicie w ławkach-dodała na koniec i usiadła za biurkiem.
-Zazwyczaj jestem kreatywny , ale może chcesz …no wiesz..
-N...Ok. Daj pomysł.
-Właśnie nie mam , dlatego zapytałem ciebie…
-Świnia.
-Chciałbym. Ona ma łatwiej .
-Jesteś inny…Następnym razem rysujemy moimi przyborami ..-wzięłam ołówek.
-Ty też; Spoko. To od czego zaczynamy?- położył rękę na blacie i zauważyłam rany po cięciach na jego nadgarstku, odwróciłam wzrok by nie wiedział ,że zauważyłam. Zasłonił rękę rękawem bluzy.
- Może ….Wiem…-Naszkicowałam  dwie ręce: Jedna , prosta z podwiniętym rękawem, druga , trzymająca żyletkę i nacinająca skórę.
- Czemu ….to narysowałaś ?
-Bo…Ja…Przepraszam.
-Za co ?- podwinęłam rękaw jego bluzy i odsłoniłam jego poraniony nadgarstek. Delikatnie dotknęłam blizn. Jedna z nich była dość świeża.
-Czemu to robisz ?-spojrzałam w jego oczy.
-Naprawdę chcesz wiedzieć ?-zapytał.
-Chcę , ale może nie tutaj ?
-Dobrze, więc zapraszam cię w moje ulubione miejsce możemy się przejść...
-Z przyjemnością -wykrzywiłam usta w grymasie, który miał być uśmiechem.
-Przepraszam ,że przeszkadzam w waszej  żywej konwersacji…–powiedziała nauczycielka tonem ociekającym sarkazmem. – Skończyliście już papużki ?
-Tak , proszę pani-odpowiedziałam.
-Choć nie jestem pewny, czy nasz rysunek przypadnie pani do gustu. Jest to wręcz drastyczne , a pani nie ma uczuć i nie wie co to problemy młodzieży ….-dokończył mój ‘sąsiad z ławki’.
-Oj , o to się nie martw Krystianie . Radziłabym martwić ci się o własny tyłek-podeszła bliżej i syknęła mu do ucha.-Porozmawiamy w domu-poszła sprawdzać prace innych uczniów.
-To twoja matka ?-wytrzeszczyłam oczy.
-Nie. Moja matka nie żyje …
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam jak to  jest, kiedy wszyscy mówią fałszywe „Przykro mi” , „Twoja mama była wspaniałą osobą”. Przynajmniej w większości nie są to prawdziwe słowa.
W końcu zdobyłam się na kilka słów:
-Wiem co czujesz. Straciłam matkę, kiedy miałam 6 lat.
-Ja swojej nie znałem …-po jego policzku spłynęła łza.
Udałam ,że jej nie widzę, lecz po dłuższej chwili, kiedy byłam pewna, że ją starł, przeniosłam wzrok powrotem na niego.
Myliłam się. Ślad nadal widniał na jego twarzy. Wyjęłam chusteczkę i delikatnie wytarłam jego policzek.
-Dziękuję-dotkną mojego ramienia. Kobieta spiorunowała nas wzrokiem. Pośpiesznie zabrał dłoń.
Nagle zadzwonił dzwonek. Wstałam, zasunęłam krzesło, założyłam plecak na plecy i wybiegłam z sali.Ruszyłam w stronę głównych drzwi budynku. Nie chciałam dłużej siedzieć z tymi ludźmi. Nie chciałam już się spotykać z Krystianem, ponieważ przypomniałam sobie ,że znów odpiera mnie mężczyzna, którego nienawidziłam z całego serca. Zostawił on moją matkę, która później ,z miłości do niego , zabiła się. Ja zamieszkałam z ojcem. Mieszkaliśmy w …pensjonacie. Był zabytkowy, mniej więcej z 1864 roku, teraz tylko my w nim mieszkamy i wynajmują go różni producenci na potrzeby filmu, oraz  bogaci turyści pokoje na noclegi.
Zielone Lamborghini stało już na parkingu. Podeszłam i wsiadłam do samochodu.
-Cześć-powiedział.
-Pa.
-Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać to po prostu powiedz. Nie musisz być nie miła. Idziemy gdzieś dzisiaj ?
-Sorry , umówiłam się.
-Z kim?- nagle ktoś zapukał w moją szybę.
 Otworzyłam okno. Nikogo nie było. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła. Na ziemi leżała karteczka. Podniosłam ją i zamknęłam drzwi. 
                                   NA RAZIE PIERWSZA CZĘŚĆ . W NAJBIRZSZYM CZASIE DODAM NASTĘPNĄ ....:3

The vampire diaries-'Nowi'(2)

Eh, kolejny rozdział...Chyba tylko jedna osoba czyta moje opowiadanie :<...


                                                           ''Nowi''(2)
-Do szkoły chodzi teraz Rebekach wiesz ta...-nie dokończyła, bo od razu jej przerwałam:
 -Nie musisz mi mówić, Caro. Wiem kim jest Rebekah, bo jakieś dwa dni temu wpadłam przez nią do rzeki, a teraz jestem wampirem- zdenerwołałam się.
 -Eleno, spokojnie, teraz twoje uczucia, emocje....Wszystko jest silniejsze. Jeśli stracisz panowanie nad sobą, może wpaść w szał i w najgorszym przypadku kogoś zabić..Wiem co mówię-sama tego doświadczyłam...
-Przepraszam...Ja..Nie powinnam...
-Nie masz za co. Rozumiem; Więc zakończyłam na Rebekah..Może teraz ty Bonnie jej coś powiesz ?-Caroline zwróciła się w  stronę przyjaciółki.
-Hmm..Dobrze. Do miasta przyjechała Hayley-koleżanka Tylera. Wraz z nią zjawił się pewien chłopak. Brunet o pięknych szarych oczach i oliwkowej cerze-rozmarzyła się.
-Wiesz może jak ma na imię? –zapytałam.
-Hmm…Tak. Gale.
-Ładnie, ale co z Jeremy'm ?- uniosłam brwi.
-Zerwaliśmy.
 -Zerwałaś z chłopakiem, którego tak kochałaś, dla faceta którego nie znasz?
 -Nie. Zerwałam z nim dlatego że... On... podrywa Hayley- przytuliłam ją. Rozpłakała się.
-Już ja się z nim policzę . Mój brat zawsze był niezdecydowany, ale ..Nie było mnie zaledwie kilka dni, a ten już coś nabroił
-Eleno, on już nie jest dzieckiem. Może robić co chce.
-Prawda, ale nie będzie ranił mojej przyjaciółki.
-To twój brat. Nie musisz tego robić.
 -Mylisz się. Muszę-spojrzałam na zegarek. Była 5:20. Ale ten czas szybko leci.
-Nie musicie iść przypadkiem do szkoły?-zapytałam.
 -Musimy. Ty też. Powiedzieliśmy wychowawcy,że jesteś chora.
-Ok. Tylko się przebiorę. Macie jakieś ubrania? Jeśli nie mogę wam coś pożyczyć.
-Mam, ale kocham twoją szafę-uśmiechnęła się Caroline.-Bonnie też. Idziemy. 
 Przygotowanie się do wyjścia zajęło nam około półtorej godziny. Resztę czasu przeznaczyłyśmy na wypicie krwi. Byłyśmy głodne.
Pod szkołą widziałam tam Gale'a i Jeremiego rozmawiających razem. Zastanawiałam się o czym, ale po chwili przypomniałam sobie, że przeszłam już transformację i jeśli tylko będę chciała  mogę usłyszeć co mówią. Wytężyłam słuch i usłyszłam ich rozmowę.
-Tak, a...-Hayley była dość zdenerwowana.
-Poczekaj mogę coś najpierw powiedzieć? –zapytał Jer.
-Tak, proszę.
 -Dziękuję. Hmm. Nie wiem jak mam to powiedzieć....
-Najprościej.
 -Dobrze, wiec..Poszła byś ze mną dzisiaj do Mystic Grill?-uśmiechną się nerwowo.
-To ma być randka?-poprawiła włosy.
-Może..
-Oczywiście że chcę.
-Widzimy się wieczorem. Tylko muszę wyjść tak, aby moja starsza siostra Elena, nie wiedziała że wychodzę.
-Dobrze. Ja też muszę wyjść tak aby Tyler nie za uwarzył.
-Zabiję go jeśli  zrobi ci krzywdę
 -Nie bój się, Tyler jest dla mnie jak brat, nic mi nie zrobi.
Więcej się nie dowiedziałam.
 -Eleno wróć na ziemię- Caroline machnęła mi ręką przed oczami.
 -Tak? -spytałam nie wiedząc o co chodzi.
-Co się z tobą dzieje?
-Nic, słuchałam o czym rozmawiał mój brat z tą dziewczyną.
-Idziemy?
-Gdzie?
-Na lekcje. Chyba nie chcesz się spóźnić.
-Jasne.

Po lekcjach, pod domem stał Damon. Nie wiedziałam czemu, przecież nawet gdyby zapomniał kluczy to  i tak znalazłby jakiś sposób na to, aby wejść do środka.
-Cześć piękna...i reszta.
-Ta reszta ma na imię Caroline i Bonnie -powiedziałam pokazując najpierw na Caroline, a potem na Bonnie
-Dobrze, dobrze mało mnie to obchodzi, najważniejsza dla mnie jesteś ty...
-Czemu stoisz pod domem zamiast wejść do środka? -zaciekawiłam się.
-Chciałem być romantyczny i poczekać jak każdy niezbyt mądry koleś, który zapomniał kluczy do wspólnego domu-powiedział z uśmiechem.
-Przykro mi. Nie wyszło ci.
-Szkoda.
- Tylko się nie popłacz. To takie w stylu Damona Salvatore.
 -To nie miłe. 
-Takie ma być.
-My idziemy- powiedziała Caroline i odwróciła się w stronę drogi do jej domu.
-Do jutra-odpowiedziałam.
-Przytul mnie-powiedział Damon.
-Nie. Zapomniałeś już,że jestem wampirem?
-Nie. Tak tylko sprawdzam działalność mojego uroku osobistego..-obdarzył mnie swoim uśmiechem.
 -To tylko złudzenie. Nie posiadasz czegoś takiego jak urok osobisty.
-Słucham?
-Nie udawaj idioty...Zaraz . Ty nim jesteś.
-Przesadziłaś-z wampirzą prędkością przyparł mnie do muru i pocałował.
Nawet się nie zorientowałam, a przyszedł Stefan i zobaczył nas.
-Stefan poczekaj.....- krzyknęłam odrywając się od Damona.
Odwrócił się i pobiegł w stronę lasu.
                                                KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ 
Dziękuję za przeczytanie i proszę jeśli przeczytałeś/łaś . ZOSTAW KOMENTARZ. To dla mnie ważne :3